Położenie. Szału nie ma i do szału jeszcze daleko. No może jako schronisko w czasie wypadu na jurę to i owszem. Stan obiektu. Ogrodzenie od drogi jako wizytówka to dobra zapowiedź całej reszty. Jeśli standardem są odpadające płytki w saunie parowej, połamane podesty w saunie suchej, zardzewiały zegary na basenie i lejące z każdej strony prysznice w pokojach i strefie spa to jest to ten właśnie standard. Do tego dodać oświetlenie w stylu dekoracji świątecznej, w którym dla oszczędności wymontowano część żarówek i wszystko pięknie i estetycznie. Wystój pokoi. Szaro, buro i ponuro. Trąca myszką i to taką z lat 90tych. Architekt wnętrz płakał jak projektował. W wielu pensjonatach bez gwiazdek jest o niebo estetyczniej. Rzadko gdzie włączasz tv a tam naziemna z zakłóceniami jak za czasów dawno minionych. Obsługa. Panie na recepcji na prawdę miłe i pomocne - muszę pochwalić. Kuchnia i restauracja to inna bajka. Zamawiasz dwa dania w czasie gdy większość stolików świeci pustkami. Moja towarzyszka dostała danie na ciepło w akceptowalnym czasie, ja z kolei o sałatkę paryską musiałem się upominać - pytałem, czy już kurier z Paryża z moim zamówieniem wyjechał, okazało się ze ponoć tak, i może tak było, bo sałatkę dostałem jak koleżanka zdążyła już zjeść spaghetti. Poranne espresso hmmm, raczej jakaś lura na dodatek chyba z kawy rozpuszczalnej robiona. Myślisz o udanym wypadzie na relaks - czemu nie wrażania niemal ekstremalne, jeśli ktoś lubi.